Przejdź do treści
Home » BLOG » CZY DA SIĘ „ZAŁATWIĆ SOBIE” OŚWIECENIE?

CZY DA SIĘ „ZAŁATWIĆ SOBIE” OŚWIECENIE?

    Ostatnio spotykam się z pytaniami – czy można w godzinę pozbyć się traum i poszerzyć świadomość za pomocą jednorazowego (lub kilkukrotnego) procesu w którym ktoś coś robi z naszą energią?

    Gdy pozbywamy się traum, przywiązań, definicji – poszerza nam się świadomość. Tego, jak wiemy, doświadczamy między innymi podczas praktyki jogi (tak naprawdę jakiejkolwiek).

    Doświadczenie gwałtownego poruszenia energii celem uwolnienia potężnej energii duchowej drzemiącej w każdym z nas porównałabym to do sprzątania w domu – a dokładniej – opasłej biblioteki… metodą wywalenia wszystkiego z szafy na środek pokoju.

    Tak czy inaczej trzeba to wszystko na półeczkach poukładać. I przeczytać, zrozumieć wszystkie te książki które układamy na półce. Można zrobić tak: czytać książkę, położyć na szafce i zacząć czytać kolejną (tradycja jogi, terapia, inne długotrwałe procesy których tak bardzo chcemy uniknąć, przeskoczyć..)…lub wywalamy całą bibliotekę – i zabieramy z podłogi, czytamy. odkładamy.

    Metoda jest spektakularna – cały bałagan mamy na środku domu i nie da się obok tego przejść obojętnie – trzeba pracować nad uporządkowaniem. Co się wtedy dzieje: na przykład… widzimy co w nas. Wiele, tyle ile się pobudzi. A wiec także – spotykamy swój cień. Ale oczywiście nie tylko. Motylki też są możliwe 😉 Dlaczego ludzie dostają obłędu, choroby duchowej? Bo nie są (przez siebie, przez prowadzących) prowadzeni dalej, ani przygotowani na to co się może stać.

    A może się stać absolutnie wszystko. Bo zostaje pobudzony układ energetyczny który na codzień jest uśpiony.

    I co robić? Podczas procesu rozwoju duchowego – i tak wybije, bo to konieczny krok w ścieżce, by spotkać się z własnym cieniem, traumami, doświadczeniami. Wtedy jesteśmy w pełni własnego doświadczania. Kto z was jest już dłużej w jakiejkolwiek praktyce – o tym wie. Nie ma światła bez cienia. Nie ma ciemności bez światła.

    Aby uzdrowić traumę, cień – trzeba się z tym spotkać. Zobaczyć – zaakceptować – rozpuścić. Tak to działa.

    Trudności pojawiają się, gdy spodziewamy się, że ktoś za nas wykona całą pracę, przyjdzie i posprząta. A to tak nie działa. Może ktoś odniósł takie wrażenie, nie wgłębiając się w to, co może się wydarzyć.

    Nie ma drogi na skróty. Praca jest albo przed tym procesem, i odkrywamy po kawałku to na co jesteśmy gotowi – albo po procesie. Niekoniecznie będąc przygotowanym. Często decyzja podejmowana jest pochopnie. Bez przygotowania. Ale to oczywiste – dziś, w kulturze natychmiastowości – działamy wywoływani impulsami. Obrazami. Emocjami.

    Decydując się na mocne doświadczenie, warto mieć świadomość, że będzie do wykonania dalsza praca.

    Porządkowanie, czytanie ksiąg… czasem dość zakurzonych, zapomnianych…

    Każdy z nas ma swoją drogę, i jeżeli ktoś potrzebuje takiego doświadczenia – to ono przyjdzie. Czasem, aby zacząć – trzeba wszystko wywalić. Każdy z nas jest inny, i innej rzeczy potrzebuje doświadczyć. Dusza prowadzi. I to duszy ufajmy. A nie emocjom, pragnieniom… lękom, strachom.

    Hari Om Tat Sat