O rany, ileż to można być takim niepoważnym… przecież to życie to poważna jest sprawa.
Tak. Jest. I mówię to całkiem serio.
Nauczyłam się ostatnio nowej rzeczy – nie przejmowania się tak bardzo wszystkim. I nauczyłam się tego… w różnych cudach które spotkałam na swojej drodze: jodze, medytacji, hipnozie, instrumentach energetycznych…
Tam uczę się rozpuszczać napięcia, i nagle zauważyłam, że tę prawie już umiejętność – przeniosłam do codzienności. Co skończyło się tym, że gdy zauważam napięcie w sobie, z uważnością się temu przyglądam. Nie wypieram. Obserwuję. I pozwalam sobie.. by mnie to za sobą nie zabrało.
Czasem wystarczy tylko głęboki wdech i wydech. A czasem nie. Czasem trzeba schować się w jaskini i w niej pobyć. Moja jaskinia to bezruch i stupor, taka przestrzeń na docieranie wszelkiej maści boleści i smuty ogromne jak wielka góra.. i ja sobie z nimi pomieszkuję przez jakiś czas. I to są fale, jak pory roku. Szczęśliwie mam artefakty które te fale łagodzą. Dlatego – tak po prostu tam już nie zostaję. A niegdyś zwykłam sobie tam nigdyś zostawać na dłuuuugie nawet miesiące…
..
I na codzień spotykam cudowne kobiety na tych falach. Bardzo lubię w naszych spotkaniach pewną wymianę. Każda z nas wchodzi w przestrzenie które zwołuję ze swoimi jakościami, które są różnorodne. Tworzymy kręgi. Wspieramy siebie nawzajem. Tworzymy swoimi jakościami przestrzenie niezwykłe.
Żadna z praktyk którymi się dzielę, nie miałaby sensu gdyby nie Wy. Nadające szerokości i głębi. Bo to do WAS się tak cieszę!
Jak to się mówi po duchowemu: Czuję wdzięczność!
Za Ciebie, kiedykolwiek i jakkolwiek pojawiałaś się …na chwilę, czy pozostałaś na dłużej – na wspólnej drodze.